Podczas gdy Chiny wciąż mierzą się z konsekwencjami COVID-19, który bierze jako zakładnika nie tylko chińską gospodarkę, jest przesyt statków towarowych, ale brakuje ładunków od przewożenia. Rynek stoi teraz przed wieloma wyzwaniami. Nawet najwięksi gracze transportowi rozważają zmniejszenie swojej floty. Czy to właściwe rozwiązanie? Czy wojna cenowa doprowadzi do gwałtownego wzrostu kosztów transportu?

 

Transportery statków

Źródło: www.canva.com

 

Wszystko zaczęło się w 2020 roku, kiedy to po raz pierwszy zamknięto port w Wu-chan. Od tego czasu branża transportu morskiego przechodziła wzloty i upadki. Najpierw lockdowny doprowadziły transport na szczytowe wyniki, ponieważ zapotrzebowanie amerykańskich klientów na chińskie towary było ogromne. Teraz przeniesiemy się kilka lat do przodu, do roku 2022. Prawie każdy kraj na świecie zmaga się z inflacją, a w konsekwencji konsumenci zmieniają swoje nawyki zakupowe.

Kryzys gospodarczy spowodował zmianę zachowań zakupowych głównie w sprzedaży detalicznej. Konsumenci nie wydają pieniędzy na towary w handlu detalicznym tak jak kiedyś, a spadek popytu spowodował nadwyżkę produktów. Z drugiej jednak strony skierowali oni swoje środki ku artykułom spożywczym, paliwom i usługom.

Malejąca ilość nabywanych towarów doprowadziła globalne stawki przewozowe w spiralę spadków. Przykładowo koszt wysyłki jednego kontenera z Chin do Los Angeles w marcu tego roku wyniósł $1 238, podczas gdy rok wcześniej był to koszt $15 600 – według Freightos Baltic Index. Na dodatek ogromne statki towarowe pozostają w porcie puste i czekają na załadunek.

Kryzys dotknął nie tylko transport morski. Doprowadził on również do nadwyżki kierowców w Chinach. Niestety przy mniejszej ilości eksportowanych towarów, zapotrzebowanie na kontenery i ciężarówki maleje, a kierowcy zdają się zdawać sobie z tego sprawę. Według nich ten rok będzie prawdopodobnie jednym z najgorszych, jakie widzieli – bo Amerykanie przestali kupować chińskie towary.

Nie tylko kierowcy zdają sobie sprawę z tego, że popyt z Ameryki prawdopodobnie w najbliższym czasie nie wróci do poziomu z okresu lockdownu. Największe firmy transportowe zareagowały na tę sytuację i podejmują kroki zgodne z prognozami. Zawiesiły nawet jedną trzecią planowanej przepustowości z Azji do USA, 20% z Azji do Europy i odwołały rejsy kilkudziesięciu statków.

Co więcej, wiele statków zostało już wycofanych z flot firm w postaci nawet 7% ich składu. Jest to praktyka, którą branża stosowała już w czasach kryzysu. Na przykład w przypadku kryzysu finansowego w 2008 r. i w 2016 r., gdy kryzys konsolidacyjny spowodował zmniejszenie o połowę liczby największych graczy w branży na świecie.

Cały kryzys może zakończyć się właściwie wcześniej, niż się spodziewano. Amerykańscy konsumenci wykazali niewielki wzrost zakupów chińskich towarów. Jeśli będą kontynuować wydatki, rozdęte zapasy zmniejszą się, a popyt na usługi importowe odżyje. Jeśli jednak gospodarka będzie się kurczyć, oczekuje się, że stawki przewozowe spadną jeszcze bardziej. To z kolei może doprowadzić do nowej serii wojen cenowych między przewoźnikami.

Przedstawiciele największych graczy nie są zgodni co do tego, czy recesja będzie malała. Niektórzy oczekują, że wzrost popytu przyjdzie w drugiej połowie roku lub nawet później. Z tego powodu analitycy spodziewają się, że wkrótce rozpoczną się wojny cenowe, które będą miały na celu próbę utrzymania obecnych klientów i pozyskania nowych.

Czy czeka nas nowy długotrwały kryzys, który odbije się także na kosztach wszystkich przedsiębiorstw? Nie można być teraz tego pewnym, ale lepiej być zabezpieczonym, aby potem nie żałować. Już dziś wdrażaj rozwiązania logistyczne, które pomogą Ci zredukować wydatki. Zacznij od programu do planowania załadunku EasyCargo, który wyznaczy optymalne załadunki i zaoszczędzi pieniądze dla Twojej firmy na czasy kryzysu.

Bartosz Ziółkowski | 25 kwi 2023